niedziela, 26 września 2010

Jeśli zabraknie Ci kogoś...

Są dwie opcje, albo Ciebie zabraknie na tym świecie, albo tobie zabraknie kogoś w życiu, kogoś ważnego. Nie będę się rozwodził nad opcją pierwszą bo z tą będą się borykać inni, ale co można zrobić w przypadku drugiej? Do głowy przychodzi mi tylko jedna myśl: poznać kogoś na tyle, żeby w sytuacji kiedy Ci zabraknie tej osoby, porozmawiać z nią w myślach n.p. umieć odpowiedzieć na pytania w taki sam, albo podobny sposób. Jestem przekonany, że to możliwe, ale do tego potrzeba empatii, dogłębnego poznania po to aby poznać uczucia, poznać światopogląd i opinie na różne tematy. Jak do tej pory ja w życiu mam trzy takie osoby.




niedziela, 7 lutego 2010

Podróże w czasie.

Na pewno zdarza się Wam pod wpływem jakiejś nieuchwytnej chwili powracać myślami do wspomnień z dzieciństwa i nie tylko - szkoły, studiów itp. Nie ma w tym nic dziwnego. Do mnie takie chwile przychodzą w sytuacjach gdy moje zmysły, takie jak słuch, zapach, wzrok i dotyk, bombardowane są bodźcami, które kojarzą mi się z sytuacją w przeszłości. Powiew wiatru podczas słonecznego i chłodnego letniego poranka zawsze będzie kojarzył mi się z dzieciństwem. Patrząc na tranzystor albo jakiś inny element elektroniczny zawsze będzie mi się kojarzył z szkołą średnią i ze wszystkimi dobrodziejstwami zawiązanymi z wolnością podczas tego okresu. Czasami takie "uczucie" kojarzy mi się z czymś niekoniecznie miłym, ale zawsze pozytywnie to odbieram. Takie uczucie nazywam podróżami w czasie. Jestem szczęściarzem bo takie podróże odbywam bardzo często za sprawą m.i. pogody czy muzyki. Zastanawiając się nad tym zjawiskiem doszedłem do wniosku, że za każdym razem jak kończy się coś w naszym życiu i zaczyna coś nowego, zaczynamy żałować. Na ten przykład, ilu z Was kończąc szkołę podstawową i rozpoczynając swoją przygodę w szkole średniej rozpaczało nad tym, że pochodziło by jeszcze do podstawówki? Jeśli te czasy są dla Was odległe to idźmy dalej, ilu narzekało na szkołę średnią? Że niby trzeba chodzić na lekcje, siedzieć w ławkach i zakuwać? Byle do półrocza, byle do wakacji... Później studia i... ale bym sobie pochodził(a) do szkoły średniej. Kurde ale na tych studiach trzeba ryć! W jednym semestrze człowiek się uczy tyle ile w szkole średniej przez rok, toż to szok! Studia się kończą, zaczyna się praca i koło się zamyka. Zaczynamy tęsknić za czymś, czego już nie ma i już nie będzie - taka jest naturalna kolej rzeczy. Kończąc pewien etap w swoim życiu i rozpoczynając następny miałem wrażenie, że nie doceniałem tego co miałem. I doszedłem do wniosku, że nie doceniam życia teraźniejszego. Za każdym razem jak odbywam podróż w czasie przypominam sobie o tym, że trzeba się cieszyć z życia, z tego, że świeci słońce, że mogę poczytać książkę, chodzić do pracy, porozmawiać z rodzicami i robić to na co mam ochotę - spełniać marzenia. Pamiętajcie, życie składa się z drobiazgów, więc radujcie się nimi!

sobota, 6 lutego 2010

Sparing

Na drugi w moim życiu trening boksu tajskiego przyszedłem przygotowany, a przynajmniej tak mi się wydawało. Przeanalizowałem swoje błędy, zastanowiłem się dlaczego moja głowa wcześniej robiła jako worek i jak mam temu zapobiec. Posiłkowałem się nawet youtube'm, obejrzałem "Fight Quest" - program na Discovery poświęcony Muay Thai, no i obcykałem sobie co mam robić, żeby ustrzec się przed bólem. Pełen obaw pomaszerowałem na trening. Sparing nr 1 odbył się z osobą o podobnym doświadczeniu co ja, czyli żywioł - dla obserwatora z boku musiało to wyglądać jak chaotyczne skakanie żabek, wymachujących łapkami. Aaaale się zmachałem! Nie zdawałem sobie sprawy, że podskoki w miejscu z nogi na nogę, przemieszczając się od czasu do czasu to w przód to w tył są takie wymagające. Niczego się nie nauczyłem tylko sromotnie zasapałem. Do sparingu nr 2 trafił mi się już bardziej doświadczony, ale i również bardziej dojrzały przeciwnik (dojrzały w sensie bez ambicji zrobienia ze mnie miazgi). Krótkie powitanie, oschła informacja "tylko nie wal mocno w głowę, bo miałem wypadek", cmoknięcie rękawic i czas start. Włączył mi się efekt lustra i dużo się od niego nauczyłem. Był szybki, ciekawie się bronił i dobrze trzymał gardę. Pomyślałem wtedy, podstawa to umieć się bronić a dopiero później atakować. Trochę mnie to zasmuciło, bo jak się o tym przekonałem, nic tak nie sprawia przyjemności jak cios który doszedł do celu - uwierzcie mi, jest to nie lada sztuka. Ku mojemu zdumieniu na koniec treningu okazało się, że jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności zapomniałem o całym moim przygotowaniu. Zastanawiałem się, co się stało, przecież wymyśliłem cały wachlarz bloków i ripostowych ciosów! A tu dupa. I wtedy zrozumiałem: stając w szranki z drugą osobą, wyłącza się myślenie a włącza instynkt. Dużo wody w Wiśle upłynie zanim wyrobię w sobie podstawowe nawyki otwierające mi drogę do sensownego sparingu. Ale jestem pilnym i cierpliwym uczniem.... a przynajmniej tak mi się wydaje... we will see

piątek, 5 lutego 2010

Muay Thai - tajski box

Każde dziecko po obejrzeniu filmu z Bruce'em Lee chce znać karate i umieć tak zwane "karate w klatę". Ja jako dziecko nie byłem wyjątkiem, od tej pory moje odwieczne marzenie to trenować jakąś sztukę walki. No i stało się w tym roku podjąłem decyzję aby spełnić to marzenie. Szybki rzut okiem na to jakie mam opcje i na polu wyboru została tylko jedna opcja: Muay Thai! Z początku się trochę wystraszyłem bo w tajskim boksie, oprócz walki rękoma, można również uderzać piszczelami, kolanami a nawet łokciami, ale co mi tam, postanowiłem, że zobaczę. Uprzednio poprosiłem o informację co powinienem wziąć i w odpowiedzi otrzymałem, że nic specjalnego - koszulkę i spodenki. No i poszedłem na pierwszy trening w moim życiu... no i zobaczyłem. Zajęcia na sali gimnastycznej. Ja na bosaka w koszulce i spodenkach trochę gimnazjalistów i lekko otyły Pan instruktor. Część pierwsza - nuda: 45 minut gimnastyki i rozciągania. Część druga - "listen and repeat": czyli znajdź sobie partnera i powtarzaj. Trochę zaniepokojony faktem, że wszyscy zakładają rękawice bokserskie a ja nie, bo nie miałem, po raz pierwszy w moim życiu trzymałem gardę i wykonywałem jakieś takie dziwne ruchy rękoma: że niby hak, prawy prosty i "low kick" - olaboga jakie to trudne! Co chwilę się myliłem a mój partner już się niecierpliwił, że niby przyszedł tu taki niekumaty a on musi się ze mną brandzlować.... heh. No ale nic to, jedziemy dalej, część trzecia: sparing - czyli ratuj się kto może. W dzieciństwie dość często miałem taki sen, że bije się z kimś, zadaję ciosy ale są zbyt słabe albo nie robią wrażenia na przeciwniku, który pierze mnie na kwaśne jabłko. Koszmar z dzieciństwa powrócił i to w czystej formie rzeczywistości! Do sparingu dostałem jakiegoś oszołoma, który postanowił chyba, że mnie znokautuje! No i teraz wyobraźcie sobie, że nie miałem rękawic więc nie mogłem ODDAĆ! Koszmar z dzieciństwa w spotęgowanej formie! A moja głowa lata na lewo i prawo. Jakoś przetrzymałem, koniec sparingu. Cześć czwarta: gimnastyka, piąta: "listen and repeat", i szósta: KOSZMAR - sparing - tym razem z jakimś normalnym osobnikiem to znaczy lekkie taktyczne pukanie po policzkach, ale ten znowu poobijał mi uda, heh. Na koniec zabawy zorientowałem się, że od biegania na bosaka po sali gimnastycznej nabawiłem się pęcherza na dużym palcu u prawej stopy wielkości 2x1cm który pękł i rozdarł się przysparzając bólu. Po treningu, pokuśtykałem do domu, nie miałem siły się kąpać, położyłem się do łóżka, otworzyłem książkę i zasnąłem jak dziecko. Na drugi dzień, wszystko mnie bolało i miałem problemy z chodzeniem - jako że każda z części - pierwsza i czwarta polegały nie tylko na bieganiu i skakaniu, ale również na zrobieniu 60 "low kick'ów", 40 wykopów i innych karkołomnych ćwiczeń nogami. Wtedy pomyślałem że to koniec, koszmar, nie chce więcej. Pierwszy trening wzniósł barierę niechęci i to bardzo wysoko. Byłem o krok od zrezygnowania, ale wyuczona proaktywność nakazywała mi nie podejmowania pochopnych decyzji i miałbym wyrzuty sumienia poddając się tak szybko. I stało się, postanowiłem, że daje sobie miesiąc - jak mi się nie spodoba to zrezygnuję. Czym prędzej kupiłem sobie rękawice i do boju.....

poniedziałek, 1 lutego 2010

Banał

Parę słów do mikrofonu to potok myśli przelany w postaci bloga. Mikrofon do ust przystawia mi życie - ono pyta a ja o(d)powiadam.

Hello world, here I am!