piątek, 5 lutego 2010

Muay Thai - tajski box

Każde dziecko po obejrzeniu filmu z Bruce'em Lee chce znać karate i umieć tak zwane "karate w klatę". Ja jako dziecko nie byłem wyjątkiem, od tej pory moje odwieczne marzenie to trenować jakąś sztukę walki. No i stało się w tym roku podjąłem decyzję aby spełnić to marzenie. Szybki rzut okiem na to jakie mam opcje i na polu wyboru została tylko jedna opcja: Muay Thai! Z początku się trochę wystraszyłem bo w tajskim boksie, oprócz walki rękoma, można również uderzać piszczelami, kolanami a nawet łokciami, ale co mi tam, postanowiłem, że zobaczę. Uprzednio poprosiłem o informację co powinienem wziąć i w odpowiedzi otrzymałem, że nic specjalnego - koszulkę i spodenki. No i poszedłem na pierwszy trening w moim życiu... no i zobaczyłem. Zajęcia na sali gimnastycznej. Ja na bosaka w koszulce i spodenkach trochę gimnazjalistów i lekko otyły Pan instruktor. Część pierwsza - nuda: 45 minut gimnastyki i rozciągania. Część druga - "listen and repeat": czyli znajdź sobie partnera i powtarzaj. Trochę zaniepokojony faktem, że wszyscy zakładają rękawice bokserskie a ja nie, bo nie miałem, po raz pierwszy w moim życiu trzymałem gardę i wykonywałem jakieś takie dziwne ruchy rękoma: że niby hak, prawy prosty i "low kick" - olaboga jakie to trudne! Co chwilę się myliłem a mój partner już się niecierpliwił, że niby przyszedł tu taki niekumaty a on musi się ze mną brandzlować.... heh. No ale nic to, jedziemy dalej, część trzecia: sparing - czyli ratuj się kto może. W dzieciństwie dość często miałem taki sen, że bije się z kimś, zadaję ciosy ale są zbyt słabe albo nie robią wrażenia na przeciwniku, który pierze mnie na kwaśne jabłko. Koszmar z dzieciństwa powrócił i to w czystej formie rzeczywistości! Do sparingu dostałem jakiegoś oszołoma, który postanowił chyba, że mnie znokautuje! No i teraz wyobraźcie sobie, że nie miałem rękawic więc nie mogłem ODDAĆ! Koszmar z dzieciństwa w spotęgowanej formie! A moja głowa lata na lewo i prawo. Jakoś przetrzymałem, koniec sparingu. Cześć czwarta: gimnastyka, piąta: "listen and repeat", i szósta: KOSZMAR - sparing - tym razem z jakimś normalnym osobnikiem to znaczy lekkie taktyczne pukanie po policzkach, ale ten znowu poobijał mi uda, heh. Na koniec zabawy zorientowałem się, że od biegania na bosaka po sali gimnastycznej nabawiłem się pęcherza na dużym palcu u prawej stopy wielkości 2x1cm który pękł i rozdarł się przysparzając bólu. Po treningu, pokuśtykałem do domu, nie miałem siły się kąpać, położyłem się do łóżka, otworzyłem książkę i zasnąłem jak dziecko. Na drugi dzień, wszystko mnie bolało i miałem problemy z chodzeniem - jako że każda z części - pierwsza i czwarta polegały nie tylko na bieganiu i skakaniu, ale również na zrobieniu 60 "low kick'ów", 40 wykopów i innych karkołomnych ćwiczeń nogami. Wtedy pomyślałem że to koniec, koszmar, nie chce więcej. Pierwszy trening wzniósł barierę niechęci i to bardzo wysoko. Byłem o krok od zrezygnowania, ale wyuczona proaktywność nakazywała mi nie podejmowania pochopnych decyzji i miałbym wyrzuty sumienia poddając się tak szybko. I stało się, postanowiłem, że daje sobie miesiąc - jak mi się nie spodoba to zrezygnuję. Czym prędzej kupiłem sobie rękawice i do boju.....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz